Czy soja jest zdrowa? To pytanie zadaje sobie każdy roślinożerca. Zdarza mi się słyszeć, że soja szkodzi tarczycy, zmniejsza stężenie testosteronu u mężczyzn, a ta GMO w ogóle nie powinna być sprzedawana ludziom. I choć w niektórych z tych fraz jest ziarno prawdy, to prawda jak zwykle… nie leży pośrodku. Przeczytaj artykuł i odpowiedz sobie na pytanie: czy powinienem jeść soję?
Soja zaliczana jest do roślin strączkowych, ale składem nieco się od nich różnic. Zawiera więcej białka i tłuszczów oraz mniej węglowodanów. O tym czy białko roślinne jest korzystne dla naszych mięśni i zdrowia napisaliśmy cały, obszerny artykuł . Oprócz białka, soja jest naprawdę dobrym źródłem żelaza, cynku, potasu, magnezu.
Z soi robi się też wiele praktycznych produktów. W Polsce najłatwiej dostać aktualnie:
Tofu i napój sojowy często jest też fortyfikowany wapniem, dlatego w dietach roślinnych, gdzie znacząco zmniejszamy spożycie nabiału powinniśmy zwrócić na nie szczególną uwagę. Co ważne, wchłanianie wapnia z tych produktów jest dobre i nie odstaje od wchłaniania wapnia z mleka krowiego [1]. Mniej popularne produkty, które z reguły dostaniemy w sklepach internetowych, specjalnych sklepach z żywnością azjatycką lub sklepach z roślinną żywnością to:
Tabela 1. Wartość odżywcza produktów sojowych. Dane pochodzą z tabeli wartości odżywczych popularnych w Polsce produktów, Tabeli składu i wartości odżywczej 2019 autorstwa Hanny Kuchanowicz oraz bazy USDA.
Oprócz wysokiej (jak na białka roślinne) jakości białka, duża część węglowodanów w ziarnach soi to oligosacharydy (głównie stachioza). Oligosacharydy to prebiotyki, czyli pożywka dla korzystnych dla zdrowia bakterii, np. bifidobakterii. Dodatkowo promują też większe wydzielanie krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych jak propionian i maślan [2]. Oligosacharydy są przez to zaliczane do grupy FODMAP, dlatego ziarna soi mogą powodować wzdęcia. Jednak w wyniku przetwarzania tych ziaren (np. do tofu czy tempehu) zawartość oligosacharydów drastycznie się zmniejsza [3], więc objawy powinny być o wiele mniejsze.
Główne kwasy tłuszczowe w soi to Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe (NNKT). Kwas linolowy (omega-6) oraz kwas α-linolenowego (omega-3). Stanowią one aż 46-62% kwasów tłuszczowych soi. Następne są kwasy jednonienasycone stanowiące 19-41% i nasycone 10-15%. Duży rozstrzał w składzie wynika z różnych odmian soi stosowanych w produkcji żywności [4].
Wisienką na torcie, na której niekiedy wiesza się psy są izoflawony sojowe. Główne izoflawony sojowe to genisteina, daidzeina i glicyteina. Niekiedy w opinii publicznej nadaje się im nazwę fitoestrogenów z uwagi na ich podobieństwo strukturalne. Należy jednak negować utożsamianie izoflawonów z estrogenami, z uwagi na fakt, że występuje między nimi wiele różnic. Przykładowo izoflawony nie pobudzają pochwowego wskaźnika dojrzewania i nie zwiększa stężenia białka CRP, a estrogen tak [4]. Musisz jednak wiedzieć, że siła izoflawonów sojowych jest o 100-1000x mniejsza niż prawdziwych estrogenów [5]. To znaczy, że nie będą w stanie tak łatwo narobić ambarasu w Twojej gospodarce hormonalnej.
Azjaci spożywają dziennie 30-50 mg izoflawonów sojowych, kiedy dla Europejczyków czy mieszkańców USA i Kanady jest to ilość poniżej 3 mg [4]. Szacuje się, że weganie w zachodniej Europie spożywają podobne ilości izoflawonów do Azjatów, a wegetarianie około połowę tej ilości [6].
Specjalnie dla Ciebie przygotowałem tabelę podsumowującą, ile izoflawonów sojowych dostarczysz w 100 g różnych produktów. Pamiętaj, że to wartości orientacyjne i mogą one różnić się w zależności od producenta. Zawartość izoflawonów mogą też zmniejszać techniki kulinarne.
Produkty | Ilość izoflawonów sojowych na 100 g |
Nasiona soi | 155 mg |
Tofu | 31 mg |
Tempeh | 60 mg |
Edamame | 49 mg |
Napój sojowy | 11 mg |
Izolat białka sojowego | 95 mg |
Jogurt sojowy naturalny | 33 mg |
W dalszej części przedstawię dowody na temat wpływu soi na zdrowie. Skupię się głównie na otyłości, cukrzycy typu II, chorobach układu krążenia oraz nowotworach, ponieważ 60% Polaków ma nadmierną masę ciała, a choroby układu krążenia i nowotwory zabijają łącznie 70% naszych rodaków.
Potrzebujesz konsultacji z dietetykiem? Przestań się dręczyć i oddaj się w ręce specjalisty. Pomogliśmy ponad 10 000 osób osiągnąć cel, a nasza opinia w Google to 5/5 na podstawie ponad 300 opinii. Szybkie, smaczne i indywidualne diety online to nasza specjalność.
Wysoka zawartość białka i błonnika pokarmowego oraz umiarkowana zawartość węglowodanów o niskim indeksie glikemicznym to parametry idealnego produktu na odchudzanie. W soi oprócz nich znajdziemy też spore ilości tłuszczu, który trochę zwiększa gęstość energetyczną (produkt jest bardziej kaloryczny w 100 g). Dodatkowo produktów na bazie soi jest mnóstwo i każdy z nich nieco inaczej może wpływać na masę ciała. Wydaje mi się, że to głównie, dlatego w badaniach obserwacyjnych notowane są niejednoznaczne wyniki.
W niektórych badaniach naukowcy zaobserwowali, że osoby jedzące soje lub żywności bogatej w izoflawony miały niższe BMI, czyli były szczuplejsze [7, 8]. Z drugiej strony, w japońskim badaniu BMI kobiet nie różniło się niezależnie od tego czy jadły 0, 1-2 czy więcej niż 2 porcje natto tygodniowo [9]. Być może po prostu 2 porcje natto to zbyt mało, żeby znacząco wpłynąć na masę ciała?
Spójrzmy więc do badań lepszych jakościowo, w których sprawdzano czy podanie osobom z nadmierną masą ciała białka sojowego, izoflawonów lub mleka sojowego sprzyja odchudzaniu. Kiedy zebrano do kupy 22 badania wynik był jednoznaczny: produkty sojowe zmniejszają masę ciała o 0,34 kg, BMI o 0,23 kg/m2 i tkankę tłuszczową o 0,32 kg. Niezależnie czy ktoś miał nadwagą czy otyłość [10].
Ja chcę jedynie dodać, że w mojej opinii lepszy efekt w porównaniu z mlekiem sojowym lub suplementem izoflawonów sojowych można byłoby uzyskać przy spożyciu produktów stałych jak ziarna soi i edamame. Szczególnie jeżeli znalazłyby się one w Twojej diecie zamiast czerwonego mięsa czy produktów przetworzonych. Posiłki stałe bowiem lepiej sycą oraz dostarczają większej ilości błonnika pokarmowego w porównaniu z napojem sojowym. Należy zaznaczyć, że jest to tylko moja hipoteza.
W każdym razie, produkty sojowe wpływają albo neutralnie, albo korzystnie na masę ciała. Jeżeli borykasz się z nadmierną masą ciała to proponuję najpierw postawić na ziarna soi, edamame, następnie na przetwory typu tofu, tempeh czy napój sojowy, a dopiero na końcu skłaniać się ku suplementacji izoflawonów.
Choroby układu krążenia zabijają około 40% Polek i Polaków. Jeżeli interesujesz się dietetyką to zdajesz sobie sprawę, że żywność roślinna o wysokiej zawartości błonnika pokarmowego, wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, polifenoli, a niskiej zawartości nasyconych kwasów tłuszczowych będzie działała na serce ochronnie. Okazuje się, że soja całkiem dobrze radzi sobie w obniżaniu czynników ryzyka chorób układu krążenia.
Jeżeli borykasz się z wysokim cholesterolem, to głównie powinno zależeć Ci, aby zmniejszyć stężenie lipoproteiny LDL (tzw. złego cholesterolu). Wspomniany pogląd potwierdza Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne (ESC) i Europejskie Towarzystwo Miażdżycowe (EAS), według których to właśnie stężenie LDL powinno być głównym cel terapeutycznym w dyslipidemii. W skrócie - im niższe stężenie LDL tym lepiej dla Twojego zdrowia [11].
Najczęściej w badaniach wykorzystuje się dawkę 25 g białka sojowego. Taką dawkę ciężko spożyć pijąc jedynie napój sojowy, ale jeżeli sięgniesz po izolat białka sojowego to problemu być nie powinno. Aż 10 metaanaliz przeprowadzonych od 2003 roku wskazuje, że białko sojowe obniża stężenie cholesterolu LDL o 4-6%, zwiększa stężenie lipoproteiny HDL (tzw. dobrego cholesterolu) o 1-3% i zmniejsza triglicerydy o ~5% [4]. Mimo to, w najnowszych wytycznych ESC/EAS przeczytamy, że „białko sojowe może wywierać niewielki wpływ na zmniejszenie stężenia cholesterolu LDL, kiedy zastępuje się nim produkty zawierające białko zwierzęce. Nie zostało to jednak potwierdzone, gdy wzięto jednocześnie pod uwagę zmiany dotyczące innych składników diety” [11].
Na tej podstawie możemy dojść do wniosku, że białko sojowe zmniejsza stężenie frakcji LDL szczególnie wtedy, gdy wypchnie z diety mniej zdrowe produkty, np. kiedy zamiast spaghetti z wołowiną przyrządzisz spaghetti z granulatem sojowym. Innym mechanizmem obniżania LDL jest wpływ peptydu powstającego w wyniku trawienia białka sojowego na aktywność wątrobowych receptorów LDL [12].
Kolejnym istotnym parametrem, dzięki któremu soja może chronić serce jest zmniejszanie ciśnienia krwi. To ważne, bo co trzeci Polak boryka się z nadciśnieniem, a u osób po 65 roku życia jest to nawet 76% [13]. Pamiętaj, że nie musisz drastycznie zmniejszać ciśnienia, aby znacząco poprawić zdrowie. Zmniejszenie ciśnienia skurczowego krwi o 5 mmHg zmniejsza śmiertelność z powodu udaru o 14%, z powodu chorób serca o 9% i śmiertelność z jakiejkolwiek przyczyny o 7% [14]. Wykazano, że spożycie białka sojowego zmniejsza ciśnienie skurczowe i rozkurczowe kolejno o 2,5 i 1,5 mmHg [15]. Izoflawony sojowe poprawiają również rozszerzenie naczyń [16] i zmniejszają sztywność tętnic [17], dzięki czemu tętnice są bardziej elastyczne i krwi łatwiej przez nie przepływać. No dobrze, ale czy to wszystko spowoduje, że nie umrę na miażdżycę albo udar?
Tego zagwarantować Ci nie mogę, ale kiedy będziesz regularnie konsumował soję to szansa, że nabawisz się chorób układu krążenia będzie mniejsza niż gdybyś soi nie jadł. Po przeanalizowaniu trzech badań kliniczno-kontrolnych zauważono, że ryzyko choroby niedokrwiennej serca i udaru wśród osób jedzących najwięcej soi jest kolejno o 34% i 46% niższe niż u osób jedzących mało soi [18]. Prawdopodobnie u kobiet to ryzyko zmniejsza się w większym stopniu niż u mężczyzn [4].
Nawet biorąc pod uwagę pewne luki w nauce, soja będzie wpływać na serce albo neutralnie, albo korzystnie (bardziej prawdopodobne), więc po prostu warto ją szamać.
Przeczytaj także: Dieta roślinna – 10 powodów, dla których warto ją stosować lub nie
Jako dietetycy mamy wręcz wysyp pacjentów borykających się z insulinoopornością (IO). Sprzyja temu fakt, że coraz częściej mamy siedzący tryb życia i lubimy w ciągu dnia pomaszkiecić. Bowiem to przejadanie się połączone z niską aktywnością, które prowadzi do nadmiernej masy ciała jest główną przyczyną insulinooporności. A insulinooporność to pierwszy krok do cukrzycy typu II. Idąc dalej, względne ryzyko zapadnięcia i śmierci z powodu chorób układu krążenia u osób z cukrzycą jest nawet o 300% wyższe u mężczyzn oraz 500% wyższe u kobiet [19]. Osoby z cukrzycą typu II mogą żyć krócej nawet o 10 lat [20]. Jak widać cukrzycy mieć nie warto, ale czy soja może zatrzymać tę epidemię?
Sama z siebie oczywiście nie, ale może być w diecie jednym z elementów sprzyjających profilaktyce tej choroby. W 4,6 letniej obserwacji ponad 60 000 kobiet wykazano, że soja chroni przed cukrzycą. Najbardziej w tej analizie podoba mi się, że naukowcy potraktowali osobno nasiona soi, napój sojowy i inne produkty sojowe (np. tofu). Wyniki były rewelacyjne. Spożycie już tylko 6,6 g nasion soi dziennie zmniejszało ryzyko cukrzycy o 38%, najlepiej wypadła dawka 32 g/dobę, która zmniejszała to ryzyko o 47%. W przypadku mleka sojowego wystarczyło spożycie 12,3 g/dobę, aby zmniejszyć ryzyko cukrzycy o 48% i co ciekawe, wyższa dawka 214,3 g/dobę (mała szklanka) zmniejszała ryzyko „tylko” o 39%. Dla innych produktów sojowych szansa na rozwój cukrzycy była niezależna od spożycia. Dawka 32-104 g/dobę zmniejszała ryzyko cukrzycy typu II o 32-34% [21].
Potwierdzają to badania na chińskich Singapurczykach (mężczyznach i kobietach), gdzie spożywanie soi i jej produktów (niesłodzonych) zmniejszało ryzyko cukrzycy typu II. Im większa dawka soi tym lepsze efekty notowano. Spożycie soi i produktów z niej przyrządzanych (niesłodzonych) ≥5 razy w tygodniu zmniejszało choroby o 28%. Inaczej sprawa ma się z produktami sojowymi słodzonymi (np. słodzonym mlekiem) – im więcej go spożywamy tym większe ryzyko cukrzycy. Dla 2 lub więcej porcji w tygodniu ryzyko rośnie o 13% [22].
Regularna konsumpcja soi i jej niesłodzonych przetworów zmniejszy ryzyko problemów z gospodarką węglowodanową. W przypadku samych suplementów z izoflawonami lub białka sojowego ta sprawa pozostaje nierozstrzygnięta [23, 24].
Na sam koniec warto dodać, że w ostatniej metaanalizie autorzy wykazali, że jeżeli już borykasz się z cukrzycą typu II lub syndromem metabolicznym to suplementacja białka sojowego zmniejszy Twoje stężenie glukozy na czczo, insuliny na czczo, cholesterolu LDL, HOMA-IR czy rozkurczowe ciśnienie krwi [25].
Podsumowując, żywność sojowa jak najbardziej może, a nawet powinna być częścią diety przeciwcukrzycowej.
W przypadku soi i nowotworów, oczy naukowców głównie zwrócone są ku rakowi piersi, rakowi prostaty i rakowi endometrium. Głównie dlatego, że w Azji, gdzie spożywa się więcej produktów sojowych kobiety rzadziej chorują na raka piersi, a mężczyźni na raka prostaty. Jest to o tyle ważne, że z rak piersi jest drugim, a rak prostaty czwartym najczęściej diagnozowanym rakiem na świecie. Z ich powodu umiera rocznie około 6 tysięcy Polek i 6 tysięcy Polaków [26, 27]. Rak endometrium jest mniej rozpowszechniony. W 2010 roku zachorowało na niego 5125 Polek, a zmarło 2042 [28].
Dla Pań po dwudziestce nie mam jednak dobrych wieści. W europejskim badaniu EPIC kobiety które jadły więcej izoflawonów wcale rzadziej nie chorowały na raka piersi [29]. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że ochronny wpływ izoflawonów sojowych na ryzyko raka piersi jest znaczący tylko u kobiet, który te izoflawony konsumują za młodu, a w badaniu EPIC uczestniczki na dietę roślinną z większym udziałem izoflawonów przeszły w późniejszym okresie życia.
Izoflawony sojowe przyjmowane w dzieciństwie i w czasie dojrzewania wpływają na rozwój piersi w podobny sposób jak donoszenie ciąży przez młode kobiety. Ich spożywanie nasila w gruczole sutkowym procesy skutkujące wytwarzaniem rodzaju komórek macierzystych, które są bardziej odporne na nowotworzenie [30].
Znaczących różnic mogą oczekiwać dziewczynki i kobiety w okresie dojrzewania. W tej grupie spożycie izoflawonów sojowych zmniejsza ryzyko raka piersi w przyszłości aż o 25-60%. Najlepszych efektów mogą oczekiwać Panie które od dziecka jedzą sporo soi i utrzymują to spożycie przez całe życie [4]. W jednej z prac za wiek dojrzewania uznawało się jeszcze dziewczyny w wieku 12-19 lat [31].
Jeżeli borykasz się z rakiem piersi, to nadal możesz spożywać soje. Według World Cancer Research Fund International istnieje nawet możliwy związek między spożywaniem produktów sojowych, a lepszymi rokowaniami dotyczącymi raka piersi [32].
Obawy odnośnie wpływu soi na ryzyko rozwoju raka endometrium mają swoje podłoże w danych, jakoby osoby stosujące terapie estrogenową były bardziej narażone na rozwój tego schorzenia [4]. Autorzy raportu EFSA przygotowany na podstawie 25 badań klinicznych doszli jednak do wniosku, że izoflawony nie wpływają niekorzystnie na endometrium, nawet w dawkach rzędu 150 mg/dobę przyjmowanych przez 30 miesięcy [33]. Co ciekawsze, osoby jedzące więcej soi mają 19% niższe ryzyko raka endometrium [34], więc obawy o tę jednostkę chorobową można na dzień dzisiejszy schować między bajki.
Dla czytelników płci męskiej informacja jest bardziej optymistyczna, bo nawet jeżeli jesteś po 20stce to możesz oczekiwać korzyści z przyjmowania soi. Ryzyko raka prostaty u osób spożywających większe ilości izoflawonów sojowych jest mniejsze nawet o 20-50% [35, 36]. I bynajmniej nie dzieje się tak poprzez zmniejszenie testosteronu, bo jak dowiesz się w dalszych częściach artykułu… no dobra, nie będę spojlerował. W każdym razie, mechanizm wpływu soi na raka prostaty jest złożony i obejmuje między innymi wpływ genisteiny na Erβ, która to ulega następnie ekspresji działając antyrakowo [4].
Podsumowując, soja wydaje się chronić przed rakiem piersi, endometrium i prostaty. W przypadku raka piersi ważnym jest spożywanie soi już w okresie dzieciństwa i dojrzewania.
Któż nie chciałby wyglądać jak popularni aktorzy, modelki czy współzałożyciel Dietetyki #NieNaŻarty – Leszek Racut? Okazuje się, że soja może Ci w tym pomóc. Spożywając tę roślinę możesz zmniejszyć nasilenie zmarszczek. I choć temat nie jest dobrze zbadany, a aktualne badania mają swoje ograniczenia, to w każdym z badań, do których dotarłem zaobserwowano zmniejszenie zmarszczek po suplementacji białka sojowego lub wyizolowanych izoflanowów [37–39].
W jednym z nich kobiety mające późną trzydziestkę i wczesną czterdziestkę otrzymywały przez 12 tygodni albo 40 mg aglikonu izoflawonu sojowego, albo placebo. Kobietom przyjmującym izoflawony po 12 tygodniach zmniejszało się nasilenie drobnych zmarszczek [38].
Prawdopodobny mechanizm polega na wiązaniu się izoflawonów z receptorami estrogenowymi, które są obecne w skórze i wpływaniu na zdolność zatrzymywania wody, pigmentacje czy elastyczność skóry [4].
Wpływ soi na tarczycę to w przypadku kobiet najbardziej rozpowszechniony mit. Wiele naszych pacjentek z niedoczynnością tarczycy już w pierwszej wiadomości zaznacza, że nie chce spożywać soi, bo czytała, że szkodzi na tarczycę. Obawy te jednak nie są bezpodstawne.
Już w 1960 roku w czasopiśmie The New England Journal of Medicine pojawił się artykuł o nazwie „Wole sojowe – raport z trzech przypadków” [40]. Wole tarczycy to widoczne zgrubienia szyi spowodowane wzrostem tarczycy, które jest efektem nieprawidłowego funkcjonowania tego gruczołu. Najczęściej występuje przy niedoczynności tarczycy. Opisane przypadki to niemowlęta karmione substytutem na bazie soi. Można pomyśleć „Jest coś na rzeczy”, szczególnie, że w badaniach in vitro oraz na zwierzętach udowodniono, że izoflawony sojowe hamują działanie peroksydazy tarczycowej, enzymy kluczowego w produkcji hormonów tarczycy [41]. Aby jeszcze bardziej podkręcić atmosferę wspomnę, że stężenia izoflawonów w surowicy hamujące działanie peroksydazy tarczycowej są niewielkie (1–10 μM) i możesz je osiągnąć spożywając 2-3 porcje żywności sojowej dziennie [42].
Jak się jednak okazało, kiedy do sojowego pożywienia dla dzieci dodano jod, składnik mineralny kluczowy dla syntezy hormonów, to dzieci rozwijały się prawidłowo i problem z wolami zniknął [40]. Więc może to nie w soi, a w podaży jodu pies leży pogrzebany?
Na dzień dzisiejszy wydaje się, że tak. Niekiedy można spotkać się z opinią, że spożycie soi jest szczególnie niebezpieczne u osób z niskim spożyciem tegoż składnika mineralnego. Jeżeli byłaby to prawda, to byłby to palący problem, bo na świecie nawet 2 miliardy ludzi mogą borykać się z niedostatecznym spożyciem jodu [43]. Jednak, mimo przesłanek, na dzień dzisiejszy nie ma żadnego badania z udziałem ludzi potwierdzającego hipotezę, jakoby u osób z niedoborem jodu spożycie soi potęgowało pro-niedoczynnościowy efekt. Ktoś mógłby powiedzieć: no dobrze, ale izoflawony mogą być jodowane i w ten sposób „zabierają” jod tarczycy [44]. Trzeba jednak twardo podkreślić, że ten efekt jest znikomy i nie jest istotny klinicznie [45].
Nie chcę wyjść na ignoranta – warto badania na temat opisanej zależności śledzić i zachowywać rozsądek w konsumpcji soi u osób z niedoborem jodu. Mam jednak wrażenie, że ten temat jest nieco rozdmuchany i przypomina hasła w stylu „Musisz zrezygnować z glutenu przy hashimoto, jeżeli masz celiakię” – przecież hashmioto nie ma nic do tego. Mając celiakie, niezależnie od tego czy masz hashimoto czy nie – i tak musisz zrezygnować z glutenu. To tak jakby ktoś mówił „Rudzi mężczyźni w wieku 34 lat powinni nosić gips na prawej kończynie górnej, oczywiście o ile ulegną poważnemu złamaniu.”. Mówiąc wprost - jeżeli masz niedobór jodu to zamiast kombinować z soją najpierw skup się na zwiększeniu podaży tego składnika. Jest to zdecydowanie prostsze, skuteczniejsze i bezpieczniejsze posunięcie. Dzięki jodowaniu soli w Polsce problem niedoborów nie jest znaczący, jednak osoby na dietach roślinnych są w grupie ryzyka tego istotnego składnika mineralnego.
Przeczytaj także: Jedz te 5 produktów, aby nie mieć niedoborów jodu i selenu
Niekiedy porusza się też wpływ soi u osób z subkliniczną niedoczynnością tarczycy, czyli w przypadku kiedy stężenie hormonu TSH jest zbyt wysokie, ale stężenie innych hormonów tarczycy pozostaje w normie. Na potwierdzenie niekorzystnego wpływu tytułowej rośliny na przejście z subklinicznej niedoczynności tarczycy w niedoczynność tarczycy często cytuje się jedno badanie na niewielkiej grupie kobiet. Wykazano w nim, że suplementacja 16 mg fitoestrogenów sojowych u osób z subkliniczną niedoczynnością aż 3-krotnie zwiększa ryzyko przejścia w jawną niedoczynność tarczycy [46]. W jednym z naukowych opracowań spotkałem się z kontrargumentem, że w Japonii (gdzie spożycie izoflanów jest wysokie) zarówno progresja od subklinicznej do jawnej niedoczynności tarczycy nie jest podwyższona jak i sama niedoczynność tarczycy nie jest diagnozowana częściej [4]. W mojej opinii ten temat jest na tyle mało zbadany, że warto zachować sceptycyzm i podchodzić do sprawy indywidualnie. Rozsądnym punktem wyjścia jest spożywanie kilku porcji soi w tygodni monitorując stężenie hormonów tarczycy.
A co jeżeli już borykasz się z niedoczynnością tarczycy? Oprócz wyżej wymienionych zależności, nie można nie wspomnieć o tym, że białko sojowe może ograniczać wchłanianie lewotyroksyny (Euthyrox, Letrox). Ograniczone wchłanianie powoduje, że pacjent musi stosować większe dawki leku, aby osiągnąć ten sam efekt [47]. Soja nie jest pod tym względem wyjątkowa, bo wchłanianie lewotyroksyny osłabia wiele ziół, leków, suplementów z błonnikiem czy wapń [4]. Osobom z niedoczynnością rekomenduje się unikanie żywności sojowej do ~4 h od wzięcia leku, czyli najczęściej w śniadaniu i II śniadaniu, wszakże Euthyrox czy Letrox spożywamy na czczo.
Uff… już prawie koniec. Dodam jedynie, że osobom zdrowym, którzy stanowią większość czytających ten artykuł soja nie szkodzi tarczycy. Udowodniły to obszerny przegląd 14 badań klinicznych [42] oraz wniosek Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności [33].
Podsumowując, u osób zdrowych nie ma się czego bać. U osób z subkliniczną niedoczynnością tarczycy i/lub niedoborem jodu warto monitorować stężenie hormonów tarczycy i w razie gwałtownych zmian zminimalizować/zrezygnować z konsumpcji soi, mimo iż aktualne dowody naukowe są ograniczone. U osób z leczoną niedoczynnością tarczycy warto unikać spożycia soi do 4 godzin od przyjęcia leku, lecz nie w późniejszych godzinach dnia (np. do obiadu czy kolacji).
Wpływ soi na męskość to chyba mój ulubiony temat, szczególnie dlatego, że tak wielu mężczyzn utożsamia bycie samcem alfa z tym co ląduje na ich talerzu… w XXI wieku. Feminizujący wpływ żywności sojowej opisaliśmy w artykule „5 największych kłamstw, przez które mężczyźni boją się diety wegańskiej”. Odpal go sobie w nowej karcie i przeczytaj po skończeniu tego artykułu. Bierzmy się zatem za wpływ soi na płodność.
Ta ironia losu czasem mnie tak pozytywnie rozśmiesza. Najwięcej soi spożywa się w Azji. Azji, którą zamieszkuje ponad 50% ludności i gdzie w Chinach w latach 1977-2015 stosowana była restrykcyjna polityka jednego dziecka. Mimo to w opinii publicznej istnieje przekonanie, że soja może szkodzić płodności. Ale odwoływanie się do emocji to żaden argument, zobaczmy co mówią badania naukowe.
Wszystkie trzy przeprowadzone badania klinicznie wykazały, że spożycie izoflawonów sojowych nie wpływa na stężenie i jakość plemników [4]. Co ciekawe, istnieje opis przypadku, w którym 30 letni mężczyzna z ciężką oligospermią (mała liczba plemników) przyjmował 80 mg izoflawonów dziennie przez 6 miesięcy. Już po 3 miesiącach zaobserwowano drastyczną poprawę jakości nasienia i dzięki inseminacji wewnątrzmacicznej doprowadzono do ciąży. 3300 g dziecko urodziło się całkowicie zdrowe. Interesującym jest, że pół roku po odstawieniu suplementacji jakość spermy znów się pogorszyła i wróciła do wartości wyjściowych [48].
U kobiet wpływ soi jest jeszcze bardziej optymistyczny. Choć dowodów nie ma zbyt wielu, to spożycie izoflawonów sojowych u kobiet leczonych na niepłodność techniką wspomaganego rozrodu zwiększa szanse na żywe urodzenie nawet o 77% dla dawek 8-28 mg/dobę [49].
Organizmom Zmodyfikowanym Genetycznie (GMO) można poświęcić osobny artykuł, bloga, a nawet tom książek, z uwagi na szerokość tematu. Dietetyk nie jest też osobą zajmującą się stricte tematem GMO dlatego w przeciwieństwie do poprzednich rozdziałów pozwolę sobie uniknąć mojej opinii w tym temacie i przedstawię jedynie obiektywne dowody naukowe.
Chciałbym jedyne dodać, że po to rozwija się naukę, aby wpływać korzystnie na ludzkie życie. Przykładowo, według metaanalizy opublikowanej w jednym z najlepszych czasopism na świecie, Nature, modyfikowana genetycznie kukurydza daje o 5,6-24% wyższe plony mając przy tym o 28,8% niższe stężenia bardzo szkodliwych dla zdrowia mykotoksyn [50]. Dodatkowo, dzięki przyjęciu upraw modyfikowanych genetycznie zużycie pestycydów chemicznych zmniejszyło się o 37%, plony zwiększyły się o 22%, a zyski rolników o 68% [51]. Możemy więc lepiej walczyć z głodem, przyjmować mniej szkodliwych substancji i zwiększać zyski rolników. Nie wspominam już nawet o słynnym złotym ryżu, który zawiera beta-karoten (prowitaminę A) [52]. Niedobór tej witaminy w 2009 roku był przyczyną śmierci około 0,6 mln dzieci w wieku poniżej 5 lat. Dlaczego więc nie skorzystać z dobrodziejstw nauki i nie uratować ludzkich istnień [53]? Ale czy to wszystko jest bezpieczne?
Tl;dr: tak.
Odpowiedź dłuższa: istnieje naukowy konsensus, że obecnie dostępna żywność pochodząca z upraw zmodyfikowanych genetycznie nie stanowi większego zagrożenia dla zdrowia ludzi niż żywność konwencjonalna. Udowodnił to między innymi przegląd 1783 badań naukowych opublikowany w 2013 roku [54]. Podążając za Wikipedią, stanowisko to popiera przynajmniej 271 organizacji naukowych, w tym Światowa Organizacja Zdrowia czy Prezydium Polskiej Akademii Nauk [55]. Co dla Europy najważniejsze, na podstawie 130 projektów naukowych przeprowadzonych przez 500 grup badawczych przez ponad 25 lat, bezpieczeństwo GMO potwierdza Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności [56].
Niestety, część populacji nadal nie ma zaufania do GMO. Najbardziej wpływowym czynnikiem w postrzeganym przez nas ryzyku związanym z tą żywnością jest troska o zdrowie [57]. Jak już wiemy, te obawy nie są słuszne. Jeżeli Twoje obawy względem GMO wynikały z niewiedzy, to mam nadzieję, że zostały rozwiane. Przy liczbie dowodów naukowych, którymi dysponujemy, negowanie bezpieczeństwa GMO można porównać do negowania występowania zmian klimatu, stosunkowo wysokiego bezpieczeństwa szczepień czy krzyczenia na lewo i prawo, że ziemia jest płaska.
Dodatkowo, w przypadku soi często podnoszonym tematem jest Soja Roundup Ready, czyli odmiana odporna na glifosat. Glifosat to herbicyd przeznaczony jest do zwalczania chwastów, produkowany między innymi przez firmę Monsanto pod nazwą Roundup. Dzięki inżynierii genetycznej do soi linii A5403 wprowadzono gen kodujący syntazę EPSPS oporną na glifosat. Kiedy na pola zmodyfikowanej w ten sposób soi rozpyli się Roundup, niezmodyfikowane rośliny usychają, a soja rozwija się prawidłowo [58]. W 2015 roku WHO wraz z Międzynarodową Agencją Badań nad Rakiem (IARC) sklasyfikowały glifosat jako prawdopodobnie rakotwórczy dla ludzi [59]. Okazuje się jednak, że jedną z osób konsultujących tę decyzję był Christopher Portier, który przyjął 120 tysięcy funtów od firm prawniczych sądzących się o odszkodowania za rzekome wywołanie nowotworów przez glifosat. Więcej na ten temat można przeczytać w artykule Łukasza Sakowskiego z bloga To tylko teoria. Suma summarum, EFSA w raporcie z 2015 zaznacza, że jest mało prawdopodobne, aby glifosat miał działanie genotoksyczne, ani rakotwórcze dla ludzi [60].
Skoro #dbamoklimat to nie mogę nie wspomnieć, że w stosowanie upraw transgenicznych odpornych na glifosat ma korzystny wpływ na klimat. W porównaniu z herbicydami, które zastępuje się takimi roślinami obserwuje się znaczne zmniejszenie erozji gleby i zanieczyszczenia wody [59].
Przeczytaj także: Dieta fleksitariańska – najlepszy wybór dla początkującego roślinożercy
Pamiętaj też, że opakowanie produktu wymaga odpowiedniego oznakowania, jeśli produkt zawiera więcej niż 0,9% składników modyfikowanych genetycznie [61]. Jeżeli coś spełnia te kryteria, to musi mieć na opakowaniu informacje na ten temat. Jeżeli więc widzisz jakikolwiek produkt (niekoniecznie soję) z wielkim napisem BEZ GMO, to wiedz, że jest to po prostu tani chwyt marketingowy. Jeżeli producent by tego nie zaznaczył to również oznaczałoby to, że produkt jest bez GMO. Mi osobiście takie zagrywki się nie podobają, bo osobom nieświadomym dają złudne wrażenie, że skoro producent chwali się, że produkt jest „BEZ GMO” to jest zdrowszy, budząc tym samym niechęć do GMO, które daje wiele korzyści.
Reasumując, niezależnie czy soja jest modyfikowana genetycznie czy nie – warto ją jeść.
Tyle kontrowersji, a tak naprawdę dopiero teraz dochodzimy do grupy osób, dla której soja jest szkodliwa. Soja należy do wielkiej ósemki produktów odpowiadających za alergię. Alergia występuje głównie w dzieciństwie i dotyka 0,4% dzieci oraz 0,3% dorosłych [62]. Więc kiedy po spożyciu soi lub produktów ją zawierających zauważysz u siebie zespół alergii jamy ustnej, nudności, wymioty, kolkowe bóle brzucha czy biegunki to koniecznie zgłoś się do lekarza – to są główne objawy alergii na soję. Do innych objawów zalicza się duszności, pokrzywkę czy nieżyt nosa. Pamiętaj też, że w przypadku alergii już minimalne ilości mogą szkodzić. Nie musisz więc jeść soi czy tofu. Równie mocne reakcje może dać produkt zawierający jej śladowe ilości (majonez, pieczywo cukiernicze, ciastka, lody, desery). Zwracaj szczególnie uwagę na produkty specjalnie przeznaczone dla wegetarian i wegan jak gotowe „mięso”, „wędliny” i inne przetworzone pokarmy. W nich prawie zawsze znajdziesz dodatek soi.
Po zaobserwowaniu objawów zgłoś się do lekarza. Złotym standardem diagnostyki alergii na soję jest podwójna ślepa próba kontrolowana placebo, która wymaga doświadczonego personelu [62], więc nie kombinuj w domu na własną rękę.
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Sprawę utrudnia fakt, że u 50% Azjatów obserwuje się przekształcenie daidzeinę (jeden z izoflawonów) przez nasze żyjątka w jelitach w equol (bardziej aktywny związek). W przypadku Europejczyków ta wartość wynosi 25% [63]. Jednak jedni z głównych badaczy zajmujący się wpływem soi na zdrowie, na podstawie dostępnych badań rekomendują, aby były to 2-4 porcje, które łącznie dostarczą 50-100 mg izoflawonów [6]. Wydaje się to zdroworozsądkowe podejście, które często praktykujemy u naszych pacjentów.
Pewnie zastanawiasz się jaki sojowy produkt jest najzdrowszy? Na to pytanie też Ci nie odpowiem. Z zasady warto wybierać produkty możliwie niskoprzetworzone, czyli ziarna soi, edamame, tofu, napój sojowy czy tempeh. Pamiętaj, że o ile to możliwe, warto wybierać produkty fortyfikowane wapniem, witaminą B12 czy witaminą D (ta informacja znajduje się na opakowaniu).
Mimo sporych kontrowersji, żywność sojowa jest prozdrowotna. Jej regularna konsumpcja sprzyja utrzymaniu szczupłej sylwetki, zmniejsza ryzyko zachorowania na cukrzycę typu II, niektóre nowotwory i choroby układu krążenia. Soja nie ma wpływu na stężenie testosteronui płodność u mężczyzn. W przypadku kobiet istnieją ograniczone dowody, że może wręcz płodności sprzyjać. Dla osób dbających o swój wygląd szale na korzyść soi niech przeciągnie fakt, że może zmniejszać zmarszczki i zaczerwienienie skóry. Te wszystkie korzyści z konsumpcji wynikną niezależnie od tego czy żywność będzie modyfikowana genetycznie czy nie. Najzwyczajniej w świecie soja jest też dobrym źródłem białka, błonnika pokarmowego i żelaza, a jej fortyfikowane produkty także witaminy B12, wapnia i witaminy D. Z punktu widzenia roślinożerców jest to kosmicznie ważne. Jedyną grupą osób, która kategorycznie powinna unikać soi są osoby borykające się z alergią na tę roślinę. No i może zgodnie z dewizą Jedz normalnie. Osiągaj więcej. - nie jedz soi, jeżeli jej po prostu nie lubisz. Sugerujemy jednak zerknięcie do artykułu napisanego przez kucharza, który podzielił się z nami informacją co zrobić, aby wydobyć z niej nietuzinkowy smak.
*Jak widzisz, niezmiernie często cytowałem pracę Messina pod tytułem „Soy and health update: Evaluation of the clinical and epidemiologic literature” opublikowaną w czasopiśmie Nutrients w 2016 roku [4]. Cytowałem ją zamiast bezpośrednich źródeł z uwagi na szacunek do autorów, ponieważ część niniejszego artykułu na temat wpływu soi na serce, stan skóry oraz nowotwory jest tłumaczeniem wspomnianej pracy przeglądowej. Polecam ją wszystkim chcącym poszerzyć swoją wiedzę.
Piśmiennictwo
Nasz serwis jest #NieNaŻarty i lubuje się w ciastkach. Akceptując lub korzystając dalej z serwisu, wyrażasz zgodę na politykę prywatności i cookies.